Jestem DOMEM TYMCZASOWYM

Psią rodziną zastępczą. Jestem też normalnym, regularnym człowiekiem. Pracuję 8 godzin w korporacji (+dojazd), od poniedziałku do piątku – tak jak większość. W niektóre weekendy jeżdżę odwiedzać rodzinę na prowincji – w sumie to też tak jak większość. Nie posiadam samochodu, roweru, ani nawet hulajnogi. Mieszkanie wynajmuję na spółę ze współlokatorem. I tak – jestem domem tymczasowym – a więc jak widać żaden z powyższych czynników, w niczym mi nie przeszkadza.

Jak to wygląda w praktyce? „Magdalena – jest transport!” I przyjeżdża do mnie takie małe chude siedem nieszczęść. Zagląda tymi swoimi wielkimi, przerażonymi oczami i szuka. Czego szuka? Różnie. Jedzenia, spokoju, ciepła, czegokolwiek. Jak już zobaczy że nic mu nie grozi, i jak już minie foch po obowiązkowej kąpieli, nieśmiało zaczyna przychodzić po odrobinę kontaktu z człowiekiem. Potem więcej, i więcej i więcej.. aż w końcu zaczyna przypominać normalnego, rozmerdanego do granic możliwości psa. I tak sobie się u mnie merda aż znajdzie dom.

Oczywiście są sytuacje w których ogarnia mnie panika. Nie jestem behawiorystą („co mam zrobić jeśli ona panicznie boi się psów?”), ani nie jestem weterynarzem („ona śpi drugą dobę, to na pewno normalne?”), ale całe szczęście, na wszystkie moje, nawet najgłupsze, pytania w fundacji zawsze jest odpowiedź.  

Każda psina pod moją opieką ma wsparcie (a może to ja mam?) z fundacji. Nigdy nie zostałam pozostawiona z psem sama sobie. Do każdego psa jest fundacyjna wyprawka: szelki, obroże, karma smakołyki i różne inne psie dziwactwa. W razie możliwości oczywiście tniemy koszty – wiadomo, kryzys żyje – ale to nawet fajnie, pies w komunikacji miejskiej czy PKP z chustką na plecach „szukam domu” robi wrażenie ;] Musicie uwierzyć na słowo, chyba że ktoś miał okazję mnie spotkać. 

Wszyscy znajomi pytają: „jak ty możesz ją oddać? Ja bym nie oddała, jaka ona fajna, zostaw ją sobie…” szybka i krótka riposta z mojej strony : „A ten poprzedni rudy też ci się podobał no nie? Jak bym go sobie zatrzymała to ta puchata kulka, co tu się merda teraz, skończyła by marnie w schronisku.” Puste miejsce w psim koszyku szybko zapełnia się kolejnym tymczasowiczem. 

Generalnie, tymczasowanie to cała masa radości i satysfakcji. Podobno pomaganie uskrzydla. Moje skrzydła już urosły i zrobione są z psiej sierści. 

Ps. Nie muszę chyba wspominać jak wspaniałym lekarstwem na korporacyjny stres jest rozmerdany ogon 😉 albo cały rozmerdany tyłeczek bo jak wiadomo nie wszystkie ogon posiadają 😉

Pozdrawiamy! Magda i aktualny tymczas!